Translate

piątek, 31 maja 2013

Deszczowa Piosenka - Recenzja.

                                    Musical - Singin In The Rain, z pewnością pozostanie mi w pamięci na bardzo długi czas. Wyreżyserowane przez Wojciecha Kępczyńskiego widowisko należy do nieopisywalnych przeżyć, zrealizowanych doskonale - w każdym szczególe. Myślę, że podobne zdanie ma reszta klasy.
                                     Silne wrażenie wywarła na mnie "pięcio- wymiarowość" tego przedstawienia, wszystkie zapachy, krople deszczu, dym - szły na nas. Co sprawiało, że sztuka ta była bliższa mnie, zdawała się być bardziej realistyczna. Oczywiście, jest to też częściowa zasługa wspaniałej scenografii, a także aktorów - którzy spisali się na medal. Interesujące, wcale nie łatwe do zagrania postacie, wymagały ogromnego talentu aktorskiego. Tak perfekcyjna gra aktorska sprawiała, że czułam jakbym znała te osobistości od lat, i od lat przesiadywała w każde czwartki z nimi na kawie - tak jak August Poniatowski z  artystami XIII w. Ciekawe kostiumy, które oddawały atmosferę i gusta osób w tamtych czasach przykuwały uwagę i dopasowywały się do całego przedsięwzięcia. Bardzo łatwo po kostiumie można było się domyśleć, która z tych postaci będzie pozytywna, a która negatywna.  Niedoceniona nie może  zostać choreografia, która była wprost prze bajeczna, należą się oklaski Pani Agnieszce Brańskiej. Dopieszczony został każdy szczegół, co dało efekt wręcz magiczny. Można śmiało powiedzieć, że ten jeden występ pokazał mi całą, słynną "magię Hollywood'u". Nie uszły mojej uwadze niebezowocne starania oświetleniowców, żeby całe przedstawienie było "środkiem" wszechświata. Dowodem na skuteczność ich zabiegów jest fakt, iż w pewnym momencie zapomniałam, że za aktorami znajduję się orkiestra. Orkiestra, która zresztą zasługuję na pochwałę, tak samo jak i Kierownictwo muzyczne. Wesołe, rytmiczne piosenki niektórym z nas zapadły głęboko w pamięć, a ich tak dobre zrealizowanie z pewnością miało znaczenie. Jednak, najważniejszym momentem dla większości naszej klasy była... chwila w której zaczął padać deszcz. Myślę że od teraz ulewa na zawsze będzie mi się kojarzyć z utworem "Singin In The Rain", i tanecznym krokiem Dona Lockwooda który ochlapywał wszystkich wodą. Cudowne przeżycie, które utkwiło w mej pamięci na zawsze. Mam szczerą nadzieję, że i Ja kiedyś będę tak szczęśliwa, iż wyskoczę na ulice i zacznę tańczyć w deszczu. 
                                          Jesteśmy wdzięczni naszej wychowawczyni za zabranie nas na takie cudowne Show, którego atmosfera zachwyciła nas tak bardzo. Dobre wspomnienia pozostaną w nas na jeszcze bardzo długi czas, i choćbyśmy zapomnieli samej fabuły spektaklu, to przenigdy nie wygasną w nas uczucia jakie w nas obudziło to przedstawienie. Bardzo Dziękujemy, za to fantastyczne przeżycie. 
                                                    Avecra Vasseris

Wiosna w Różu i Bieli.













Deszczowa Piosenka - Streszczenie.

                     Sceniczna wersja słynnego filmu muzycznego "Singin in the Rain", na którą udaliśmy się w dniu 22. 05 zupełnie mnie zaskoczyła. Pod prawie każdym względem.
              Akcja zaczyna się pod kinem  Graumann’s Chinese Theatre - co według mnie, jest ironiczne że kino nazywa się teatrem - gdzie jesteśmy światkami premiery filmu Monumental Pictures „The Royal Rascal” - "Królewskiego psotnika". Monumental Pictures, jak się dowiadujemy, jest pionierem w swojej Branży i wszyscy z zapałem czekali na kolejny niemy film ich wydania. To wydarzenie jest też wyczekiwane z taką niecierpliwością, ponieważ grają w nich gwiazdy ówczesnego kina - Don Lockwood i Lina Lamont.  W tej scenie poznajemy zniewalającą parę, która z chęcią pokazuję się paparazzi. Całe wydarzenie relacjonuje sławna, Dora Bailey - słynna dziennikarka radiowa, która słynie głównie ze swej specjalizacji w opisywaniu uroczystości kinematografii. Dora rozmawia z Cosmo Brownem, najbliższym przyjacielem gwiazdora tego filmu, w momencie kiedy podjeżdża limuzyna Pani Bailey traci zainteresowanie Cosmem i stara się porozmawiać z Donem i Liną na temat ich rzekomego związku.  Don chcąc odwrócić uwagę od tematu "miłości" pomiędzy nim, a Panią Lamont zaczyna opowiadać o swoim życiu.  Kiedy historia Lockwooda zaczyna się kończyć, na prowizorycznym ekranie kina zostaje wyświetlony seans, na który tak długo czekaliśmy - Królewski Psotnik.  Gdy nadchodzi moment w którym główni aktorzy mają podziękować publiczności, Don nie daje dojść do słowa Linie Lamont. Szybko dowiadujemy się dlaczego. Po występie Don ma ochotę odpocząć od Liny, tłumu, i całej sławy, więc podstępem wymyka się z premiery, w czym pomaga mu przyjaciel. Rozpoznają go jego fanki, jednak udaje się mu je przekonać , iż jest tylko podobny do uwielbianego aktora siadając obok zwyczajnej dziewczyny i udając jej partnera. Kobieta jest przerażona i żąda wyjaśnień, nie rozpoznaje ona w Donie sławy, a nawet podejrzewa że jest kryminalistą. Jednakże Policjant którego zawołała na pomoc rozpoznaje  celebrytę.  Dowiadujemy się, że Kathy - bo tak nazywa się owa skromna nieznajoma, nie jest wielbicielką kina niemego, i nazywa siebie "prawdziwą aktorką", czym uraża światowego Dona Lockwood'a, i dochodzi pomiędzy nimi do spięcia. W ten sposób zaczyna się znajomość Kathy i Lockwooda. Don próbuje flirtować z niedostępną aktorką, i wyśpiewuje piosenkę "YOU STEPPED OUT OF A DREAM", przechodnie prędką dołączają się do mężczyzny. Lecz słowa dziewczyny utkwiły w pamięci chłopaka, i od tej pory często dopytuje Cosma czy jest on dobrym aktorem.  Kiedy Don znajduje się na imprezie z okazji pomyślnej premiery, zostaje po raz pierwszy wyemitowany film z dźwiękiem. Producent zapewnia jednak, iż raczej nie wpadnie to w gusta publiczności, i choć Warner Brothers mają zamiar wyprodukować taki, to raczej na tym stracą niż zyskają. Na tym samym balu występuję też Kathy, a jej występ jest powodem wyśmiewania się Dona z dziewczyny która niecałą godzinę temu przekonywała go, iż jest następną Ethel Barrymore.  Wzburzona aktorka próbuję rzucić śmietankowe ciasto w drwiącego z niej mężczyznę, lecz zamiast tego trafia w Linę Lamont, co jest zresztą początkiem ich konfliktu.  Jak później się dowiadujemy kapryśna i złośliwa gwiazda dopilnowała żeby młoda aktoreczka straciła pracę za swój wybryk. Kiedy jesteśmy światkami zgryźliwych docinek pomiędzy Liną, a Donem w trakcie kręcenia filmu, przed kolejnym ujęciem, pojawia się Simpson. Nie przynosi on dobrych wieści.  „The Jazz Singer” okazał się być ogromnym hitem! To oznaczało dla wytwórni Monumental Pictures, albo bankructwo, albo próbę zrealizowania filmu dźwiękowego. Piskliwy, jazgoczący głos Pani Lamont zdecydowanie stanowi przeszkodę... Cosmo szczęśliwie zostaje szefem tego przedsięwzięcia. W czasie nagrywania jednej ze scen do filmu reżyser zwraca uwagę na Kathy, która grała jedną z tancerek. Zwróciła ona również uwagę Browna, i chce on natychmiast o tym powiadomić Don'a. Jest bardzo prawdopodobne, iż młoda kobieta wcieli się w role młodszej siostry Liny. Kiedy, Lockwood przyuważył swoją wybrankę śpiewającą przed Simpsonem, przyznał, iź jest oną "dziewczyną od ciastka". Przerażona Kathy, podejrzewała, że to przekreśla jej karierę. Jednak urokliwy znajomy przekonuje reżysera, żeby Kathy zagrała postać drugoplanową. Wkrótce jesteśmy światkami, jak celebryta wyznaje wreszcie co czuje do nowo poznanej dziewczyny.  Tymczasem, czarny charakter robi co tylko w jej mocy, żeby poprawić brzmienie swojego głosu. Robi to pod opieką pany Dinsmore, Lecz nie można oskarżyć wypudrowanej lalusi o nadgorliwość. Jest zdecydowanie marną uczennicą, która w dodatku nie zdaje sobie sprawy ze swojej fatalnej sytuacji. Pierwszy przedpremierowy Pokaz okazuje się totalną klapą. Tak w sumie można określić cały film. Niesamowitym zbiegiem okoliczności, Cosmo wpada na pomysł, żeby Kathy tylko ten jeden film, nagrywała partię wokalne za Line. Kiedy Don odwozi swoją ukochaną białą limuzyną, prosi szofera żeby odjechał. Pomimo że pada deszcz, Lockwood jest w wyśmienitym humorze. Jedyne czego teraz pragnie to tańczyć w deszczu, i śpiewać. 
Niestety, podczas nagrywania kwestii Liny przez Kathy, do sali wpada rozgoryczona pani Lamont. Była ona świadkiem jak jej "miłość" wyznaje tej "zołzie" miłość! Cóż, tak się nie robi pannie Lamont...Wkrótce Cosmo przekonuje producenta żeby w filmie "Tańczący kawaler" pojawiła się wreszcie jakaś scena tańca, a najlepiej - wybiegająca w przyszłość. Po zakończonej pracy, wszyscy są zachwyceni nagraniami Kathy i nie mogą się doczekać premiery. Jednak Lina Lamont, ma zamiar popsuć wszystkim humor. Pewna siebie i arogancka, wparowuje do biura Simpsona, i żąda żeby Kathy zawsze już podkładała głos pod nią. Simpson z początku odmawia, jednak Lina grozi mu sprawą sądowniczą, którą z pewnością by wygrała i tym samym - zrujnowała całą wytwórnie. 
Podczas Premiery, Lina doszczętnie załamuję Kathy, wszyscy są zaskoczeni groźbą Liny.  Wszyscy są zaskoczeni, iż nie ma nawet wzmianki o udziale młódki. Jednak, kiedy publiczność żąda wystąpienia aktorów na scenie, Lina swym piskliwym głosem sama siebie wpuszcza w maliny. Publiczność szybko zrozumiała, iż coś jest nie tak. Kiedy Lina miała poruszać ustami, a Kathy śpiewać za kurtyną, ona upada i tym samym - demaskuje rozwydrzoną gwiazdorkę! Dziewczyna chciała uciec ze sceny, jednak zatrzymuje ją widownia. I w ten sposób jesteśmy światkami "Happy End'u". Wszyscy są szczęśliwi - prócz Liny, oczywiście. 
                       Spektakl bardzo mi się podobał, fabuła była interesująca, a postacie mnie wciągnęły. Serdecznie polecam zaciekawionym. 
                             Avecra Vasseris

czwartek, 30 maja 2013

Przypomnienie o Zimie.

Tak tylko chciałam przypomnieć, że cieple pory roku kiedyś się skończą. I znowu nastanie okres chłodu, śniegu, zawieruch. Lecz nie da się w pełni docenić ciepła, wcześniej nie poznawszy zimna. Jak można pokochać piękno, nie wiedząc co to brzydota? W pełni doceniamy ludzi, dopiero wtedy kiedy uświadomimy sobie jak okropni niektórzy są, lub mogą być. Bo wtedy rozumiemy też jak cudowni, pełni empatii, i dobrych uczuć są. Ten kontrast sprawia, iż cytując z książki Małgorzaty Musierowicz -
"Są tacy, co okradną nawet wiejski kościółek. I są tacy, co oddadzą ostatni grosz dla chorego. Jak wiem, że są ci drudzy, to się nie boję tych pierwszych.". Książka ta, pełna jest takich mądrości gładko wplecionych w humorystyczne sytuacje. Jednak nie polecam jej osobą które nie przepadają za książkami obyczajowymi.
                                                                                                                  Avecra Vasseris

niedziela, 26 maja 2013

Warszawa w Pigułce.

















Dzień Matki.

Dla Mej Matuli - kochanej, 
Lepszej już chyba nie ma. 
Życzę ja, - bo kto inny?
żeby się uśmiechnęła. 
Promienieje ta kobietka -
dobrem, miłością i słodyczą. 
Jak serniczek potrafi być mięciutka, 
lub
ostra jak pierniczek. 
Kiedy tak para jej z uszu bucha, 
to cały wszechświat w płacz wybucha.
Bo taka jest kochana - ta moja mama.
                                           Avecra Vasseris 

wtorek, 21 maja 2013

Z okazji urodzin Likany.

Dla mojej kochanej Likany.
 Która dnia tego 
świętuje nacimiento,
żeby zawsze było jej miękko. 
Cokolwiek nie zrobi: 
złego -
żeby uszło jej gładko. 
dobrego -
żeby dostała za to jakieś porządne cacko. 
I żeby o swe przyjaźnie dbała, 
i śmiało się zakochiwała. 
I spełniła wszystkie swe pragnienia. 
Takie jej 
             Avecra Vasseriss
składa życzenia. 

Tajemniczość XXI wieku.

Magia naszego czasu polega na uwielbieniu nieznanego, bo wydaje się nam ,że tak mało go zostało, iż za niedługo będziemy wiedzieć wszystko. Sam czar śmierci i narodzin nam nie wystarcza, więc szukamy tego mrocznego wymiaru wszędzie gdzie się tylko da. Oczywiście w tym wypadku mówię o Europie, nie o całym świecie. Ale i tak przesadziłam, bo tak na prawdę mówię o tym co ja widzę, a przecież moje pole widzenia jest ograniczone. Stąd też te wszystkie tajemnice. Mamy umiłowanie groteskowo niebezpiecznych i pięknych postaci, albo tragicznie opanowanych, albo przerażająco impulsywnych. No i oczywiście do wyboru zostają cechy takie jak: fałszywość, arogancja, manipulacja, zepsucie, wysoka inteligencja, niemoralność, bezwzględność. Jednym z wyjątków literatury który zawiera tylko tą "mroczną tajemnicę" jest... uwaga... Zmierzch. Pewnie większość z was skreśliła mnie już na miejscu, kiedy wymieniłam tą nazwę w swoim poście, jednak nie ona jest najważniejsza w tym poście tylko to do czego dążę. Ona jest tylko jednym z trafniejszych przykładów unikatów dzisiejszego świata. Zaraz wyjaśnię.  Cechy dwóch najbardziej "groźnych i ciekawych postaci, ukrywających swe sekretne umiejętności" to: wrażliwość, romantyzm, impulsywność, brak opanowania nad sobą, słodycz, zagadkowość, szarmanckość, beznadziejna ostrożność. Lecz żadna z tych postaci nie jest całkowicie "zła", pozbawiona skrupułów, nie ma "ciekawych" zainteresowań jak Flavia de Luce - dla nie obeznanych, radzę się do edukować bo seria "Flavia De Luce jest po prostu genialna- Stephanie Meyer udało się coś co nie udaję się wielu pisarzom - zainteresowała samą zagatką, samym dobrem. Tego się nie robi. Tak się nie powinno robić. Stephanie be, be. Powinnaś się wstydzić. Dlaczego? Bo zawstydziłaś cały świat pisarzy. Alan Bradley, Brent Weeks, L.J. Smith, Andrzej Ziemniański nawet pewnie nie słyszeli o sobie nawzajem a prześcigają się w tworzeniu najbardziej ekscentrycznych postaci jakie tylko można zaleźć. Pomimo że według mnie saga "Zmierzch"  to szmira, to jako pierwszy gniot zrobiła karierę nie ze względu na "wyjątkowość postaci". Weźmy takiego Damona - kolejnego postwampa, jak lubię ich nazywać - arogancki dupek, któremu na nikim nie zależy. Podejrzewam z resztą że autor "Drogi Cienia" zagniewałby się na mnie śmiertelnie że porównałam jego postacie do tych autorki "pamiętników wampirów". Cóż, trudno. Nie moja wina, że jak debile błyszczycie prawie takim samym scenariuszem w którym główny bohater ginie, a potem zmartwychwstaje. Przepraszam.  Lecz wracając do tematu, wiecie że ilość psychopatów w tym roku na jednej z amerykańskich uczelni wyniósł 40%. Nie u nas to nie wygląda lepiej. Żeby było jasne, psychopata nie musi zabijać.  I jeszcze dla porównania, w latach dziewięćdziesiątych wynik był dwa razy niższy. Wszędzie widać że ludzie zaczęli fascynować się: bólem, złem, szaleństwem... Ekranizacje starszych książek -  np: Sherlocka Holmesa - ostatnia była jedną z najbardziej kontrowersyjnych, i mrocznych - i jest też moją ulubioną :). Z XXI wieku również ponure i socjopatyczne są: Death Note, Flavia De Luce, Labirynt Fauna,  Purpurowe Rzeki, Sklepik Dla Samobójców... i wiele, wiele innych. Ale pozostają jeszcze trzy pytania. Po pierwsze: Czy tak było wcześniej? Przecież Krzyżacy nie są skąpe w krwawe opisy tortur, bitw. Po drugie: Jaki jest tego powód? Czyżby fakt że jesteśmy "niewyżyci emocjonalnie", ponieważ nie jesteśmy świadkami żadnych bitew, kataklizmów i w dodatku jesteśmy ciągle narażeni na stres sprawia że to jest nasze odreagowanie? Wyobrażanie siebie jako złą postać, lub fascynacją tą postacią? Ale czy to w takim razie znaczy, iż z natury jesteśmy źli? Te rozmyślania pozostawiam wam.
                                                                                   Avecra Vasseri

sobota, 18 maja 2013

Dla Janka.

Człowieka który zawsze pomoże kiedy jesteś w potrzebie, wyjątkowo bystrego i ze swoim równie unikatowym spojrzeniem na świat i dowcipem. :P Żałosna i sentymentalna fraszka autorstwa Eugeniusza Depa. 

"Można kulą trafić w płot,
można sierpem podciąć młot"

                               Avecra Vasseris 

Podziękowania dla Lili

Jest pewna dziewczyna na tym ogromnym, a jednocześnie małym świecie z którą można porozmawiać jak mało z kim. Dla tej utalentowanej, artystycznej duszy z którą toczę takie "dojrzałe", i inteligentne rozmowy, która zainteresowała mnie numerologią, astrologią i horoskopem, dla niezwykle upartej i zawziętej osóbki, chciałabym zadedykować mój wiersz. 
                                                                     Avecra Vasseris 

Uczucie. 

Zamknij drzwi 
A wejdzie oknem. 
Zemknij powieki -
żeby nie widzieć 
A zobaczysz bardziej. 
Otwórz myśli, żeby pojąć 
A nie zrozumiesz. 
Zamiast myśleć o tym -
Czuj. 
Zamiast wykrzyczeć -
Milcz. 
Czym jestem? 
Jak czujesz? 

piątek, 17 maja 2013

Nurek w Egipcie.


Le désespoir. La colère.


Wściekła.
Wściekła mnie ogarnia rozpacz.
Obojętna na powody.
Wściekła mnie ogarnia rozpacz.
Niczym ściana ognia.
Niszczy wszystko co napotka na swej drodze.
Wściekła mnie ogarnia rozpacz.
Gdzie nienawiść żąda zemsty.
A me okrucieństwo krzywdy.
Ludzkiej.-żywej rany
Żądam.
Wściekła mnie ogarnia rozpacz.
W której człowiek widzi
Walące się  mury
Ludzkiego serca i  to właśnie te mury…
Wściekła mnie ogarnia rozpacz
Ślepa jestem na błagania, prośby, lamentarius wasze
Głucha na jęki i rozpacze.
Wściekła mnie ogarnia rozpacz.
Która fałszywość będzie nieść
Dopóki w płomieniach nie stanie ostatnie z świątyń
I w popiół się nie obróci.

                                                        Avecra Vasseris 

Cogito, ergo sum.


"Myślę, więc jestem". Każdy z nas z pewnością słyszał kiedyś te słowa. Dla mnie mają one ogromną wartość, bo oznaczają że jednak istnieje. I choć smak egzystencji jest podły, czasami nieznośny. To sam fakt że coś znaczę dlatego świata, a o wszechświecie nie wspominając, jest pocieszający. Patrzcie: Jednak mamy spełnić jakąś rolę na tym świecie. Urodziliśmy się żeby się dowiedzieć jaką. To gadanie na próżno. Bo osoba która to wie - nie dowie się niczego nowego. A osoba która w to nie wierzy, i tak nie uwierzy mi. I ma trochę racji. Bo to jaką rolę odgrywamy - zależy od nas. To my kształtujemy swój los. Ale nie stawiając mu zaciekły opór, ale wykorzystując jego przewroty. Nie można pokonać całego wszechświata. Ale jestem pewna że kiedyś zjawi się człowiek który nie będzie o tym wiedział, i tego dokona. Także myślcie jak najwięcej - bo to doprowadza nas do celu. A myśląc, czujcie że myślicie dobrze.
                                                              Avecra Vasseris

Dzienniki sprzed Bloga.


Czyli fragment mojego dziennika sprzed zaczęcia Dziennika, jak zresztą bystrzejsi z was  się domyślili.
Avecra Vasseris
11.12. 12
Dzisiaj dowiedziałam się o tym że mam pisać dziennik. Mam go pisać przynajmniej przez tydzień. Szczerze mówiąc wcale mi się to nie uśmiecha, wolałabym pisać kiedy mi się to podoba, ale też  może to być ciekawe doświadczenie. Dzisiejszy dzień zapowiadał się interesująco. Przywieziono nam zasłony do klasy i podczas angielskiego je zawiesili. Pan Rafał -który zastępuję pana Maćka – okazał się wyjątkowo zabawny. Potrafi do łez rozbawić całą klasę. Pojedyncze osoby uważają że jego żarty są trochę przesadzone, ale ja sądzę że myślą tak tylko dlatego ponieważ mają bardzo małe ego i nie potrafią się śmiać z siebie. Całkiem możliwe że źle interpretuje ich opinie, ale nie zapytam przecież „ ej, jesteś przewrażliwiona na swoim punkcie?”.  Pani od niemieckiego nie oddała nam jeszcze naszych testów – dzięki Bogu! Niemiecki jest moją piętą Achillesową, a ten sprawdzian- nawet jak na mnie- poszedł mi fatalnie.   Mama powiadomiła mnie że zapisała mnie na basen. To cudownie! Lecz zastanawiam się co powiem mojej koleżance której obiecałam że będę z nią chodziła na aikido. Zajęcia obronne odbywają się dokładnie wtedy co basen. Mam nadzieje że się nie obrazi.
12.12.12
To ostatnia taka data, więc na 12.12  ustawiłam alarm. Podczas angielskiego, niespodziewanie zadzwonił alarm więc krzyknęłam „12.12!”. Pan Rafał oczywiście skomentował to śmiesznie i cała klasa suszy zęby. Generalnie dzień bardzo fajny. Jutro dostajemy wyniki testu z niemieckiego. Czekam niecierpliwie też na wyjazd 14. 12. Tak bardzo chce pojechać do tego sklepu z czekoladą. I do tego muzeum! I na jarmark! I zobaczyć Berlin! Podobno jest tak pięknie że jak wjeżdżasz do miasta to od razu czujesz magie świąt. A śnieg który spadł będzie tylko dopełniał całej tej wyśmienitej dekoracji.  Powoli kończę czytać moją książkę. Przyznam że opisy postaci to jej główna zaleta, ale sceneria i „klimat” zdecydowanie nie wciąga. Jednym z plusów opowieści Camilli Läckberg jest niesamowita fabuła i skomplikowana zagadka. Pomimo tego że klimat w 80% książki jest dość kiepski to w odpowiednich sytuacjach – np. w przebłyskach wspomnień sprzed 20 lat – jest wręcz rewelacyjny. Jednak czasami ta fabuła o dzieciach, porodach, rodzinie i ogólnie zwyczajnym życiu zaczyna odrobine przypominać sielankę, a uczucia niektórych bohaterów wydają się sztuczne. Trochę tak jakby te postacie miały „opóźniony zapłon”. Sama i tak nie napisałabym lepiej, ale zawsze dobrze mi jak się powymądrzam. Pewnie dlatego ponieważ chciałabym uniknąć błędów w mojej książce.  Byłam dzisiaj na basenie. Dziwne uczucie. Powrócić do starej grupy. Nie poznać połowy osób. Spotkałam dawną koleżankę z kolonii. Pani Iza, jak to pani Iza – urządziła nam wyczerpujący trening. Nigdy nie czułam się tak dobrze jak po zajęciach na basenie. Mam nadzieje że na następnym treningu będziemy skakać do wody.


13.12.12
Czwartek. Cudowny dzień. Jestem jedną z osób które najlepiej napisały test z niemieckiego. W ogóle się tego nie spodziewałam. Zastanawiam się  nad tym co dostanę na koniec półrocza z religii. No i ogółem jakie będę miała oceny.
14.12.12.
Byłam dzisiaj w kinie na dziwnym filmie z Karolem, Kaliną, Kają i Markiem. Dobrze się bawiłam. Na basenie pani poprosiła mnie żebym zajęła się grupą. Teraz dopiero wiem jak odpowiedzialne to zadanie. Jestem zmęczona całym tygodniem pracy.
15.12.12.
Leniwy dzień. Właściwie jedyne co dziś zrobiłam konkretnego to pójście na dodatkowy angielski i obejrzenie „Harrego Pottera i Insygni śmierci”. Wbrew pozorom to ważna rzecz bo uwielbiam książkę i ekranizacje kultowej powieści. Piszę listę prezentów które chce dostać i które muszę dać innym. Na pierwszym miejscu prezentów chcianych przeze mnie jest druga część „Flavie De Luce”. Uwielbiam pierwszą część. Zaintrygowała mnie mała postać Flavii, i wciągnęły mnie losy mieszkańców małego angielskiego miasteczka.  Po raz pierwszy przeczytałam książkę która jest napisana w tak cudownym stylu. Która ma tyle ciekawostek, a jej postacie są tak barwne. Ich zachowania tak dokładnie, lecz nie nużąco opisane. Gdzie słownictwo jest tak wyszukane a mimo wszystko brzmi naturalnie. Klimat nowożytnej Anglii i zwyczajów żyjących tam ludzi wciągnął mnie dogłębnie. Niecierpliwie czekam na następną część.

16.12.12.
Niedziela jak niedziela. Wstanie o 12:00. J Kościół. Trochę  poczytałam. Potańczyłam. Zjadłam obiad. Pooglądałam telewizje i poszłam spać. Jutro jedziemy do inkubatora Technologicznego.
17.12.12
Dzisiaj byliśmy w Inkubatorze Technologicznym.  Znowu fajne spędzenie czasu. Strasznie dużo mam roboty. Przygotowanie do sprawdziany z informatyki, poprawa z niemieckiego, napisanie referatu z religii,  angielski poprawa, angielski sprawdzian, matematyka sprawdzian, kartkówka religia, matematyka, biologia i chemia prezentacja. Jak o tym myślę to się za głowę łapie. Do pracy żołnierzu!

Jak widzicie, nie jest to pełne głębokich rozmyślań - jednak z pewnością dowiedzieliście się czegoś o mnie.

Narodziny i Rêve.


Przedzierała się przez piekło. Czuła się tak jakby ogień płonął w niej i przy każdym dotknięciu spalał cząstkę jej marnej duszy.  Prawdę mówiąc. To nie był okropny ból. Był raczej strasznie mozolny, czuła się jakby ktoś wyrywał jej zęba. Chciała żeby po prostu ból ustał. Tak jakby miała przed sobą grubą, przyciemnianą, zaparowaną szybkę o grubości przedramienia, chociaż może właściwszym byłoby powiedzenie, że nie była w pełni świadoma tego co robi, gdzie się znajduje.  Nie zastanawiała się nawet nad tym kim jest. Zdawało się być to dla niej oczywiste, lecz kiedy wyprostowała się zdała sobie sprawę, iż niewiele pamięta z…. czego? Nawet nie była pewna czy jest coś pamiętać. Miała świadomość, że miała już życie. I  już dwa… tak, dwa razy przechodziła coś podobnego. Faktycznie powoli „zdawała sobie sprawę że nie zdaje sobie sprawy z tego czy zdaje sobie sprawę” – jak to ujęła –lecz  wcale nie oznaczał to, że nie czuła jakby potężna kobyła usiadła jej na głowie.  Znowu znalazła się gdzieś. Chyba znowu.  Tym razem nie musiała szukać sobie siedzenia, bo one były wszędzie.  Głębokie siedzenia, kształtem przypominające filiżankę z straganu „Maklens&Chaplins” nie były tylko pokryte całkowicie mchem, skrzypami, paprociami. Więcej. One były mchem, skrzypami i paprociami. Miękkie siedziska wypełniały cały las, jakby chciały powiedzieć  „I tak w końcu na nas usiądziesz, czy tego chcesz,  czy nie”.  Właśnie ten ewenement sprawiał, iż była pewna, że choćby miała włóczyć się po tym buszu godzinami nie usiądzie na jednym z tych krzeseł. Długie serpentyny liści spadały kaskadami z drzew. Czarna jak smoła kora odchodziła od pnia.   Chyba kompletnie jej odjęło rozum , bo miała wielką ochotę oderwać kawalątek atramentowej powłoki i wpakować ją sobie do ust. Najlepiej z podszyciem lasu. De facto miała chęć zjeść cały ten las. W jej wyobraźni wyglądał jak jedna cudowna wisienka na śmietankowym torcie. Zamiast tego jej nogi powędrowały po miękkim torfowisku gdzieś  w głąb tego dusznego i mokrego miejsca. Czuła się przygnieciona ciężarem mgły który na nią opadał. Gdyby potrafiła wykrzesać z siebie chociaż odrobinę energii może i nawet by się cieszyła tej pogody, jednak powieki opadały jej za każdym razem kiedy zatrzymywała się żeby odsapnąć.  Nie wiedziała czemu, ale strasznie się męczyła. Odsunęła kosmyk swoich rudych włosów z twarzy, i zwilżyła usta suche jak papier językiem. Chropowate i twarde zdawały się skrzypieć pod dotykiem mokrego i giętkiego języka niczym Equisetum sylvaticum pod jej nogami. Zakończenie nie było fascynujące, odkąd o mało nie przewróciła się o korzeń wystający spod ziemi, wiedziała że tak to się skończy. Poddała się i usiadła na pierwszym lepszym foteliku. I zasnęła. Czuła że pnącza oplątują się wokół niej jak diabelskie sidła, jak pętla na szyi wisielca. Ale była w tak głębokim transie, iż nic nie czuła.
                                                                                                                                  Avecra Vasseris

Tajemniczy prezencik.


Byłam dziś świadkiem ciekawego wydarzenia, które miało miejsce w mojej szkole. Siadając w ławce z moją dobrą koleżanką nie sądziłam że będę zaraz świadkiem najohydniejszej rzeczy jaka może być. Ledwie posadziłam swe dupsko na drewnianym, niewygodnym jak cholera krzesełku jak Wanda - chuda, wysoka z pociągłą twarzą dziewczyna powiedziała mi że jej drogi kolega zostawił w jej plecaku... ślimaka...
...
Ponad tydzień temu.  Okazało się że kolega Aven kolekcjonuje ślimaki, ich skorupy. Jest tym prawdziwie zafascynowany. Pierwsza reakcja geniusza - Avecry Vasseris - to słowa:  Weź wyciągnij". Dzięki mózgu. Więc Aven z zaciśniętymi wargami wyciąga opakowanego zdechłego ślimora. Chwile się chichramy, jak to my. Jednak kiedy położyła truchło na krzywym stole ogromna fala zdechłego odoru uderzyła mnie w nozdrza jak tsunami w  filmie "niemożliwe".  Była to mieszanina aromatu zepsutych jaj, zgniłej ziemi i przypalonej patelni łącznie. Zaczął się wyścig z czasem. Szybko poprosiłam o chusteczki koleżanki z sąsiedniej ławki. Wyjęłam zbawienny rekwizyt i przyłożyłam do nosa. I tu wpadłam na jeszcze cudowniejszy pomysł. " Aven, nie opłaca Ci się nosić tego w pół strawionego przez bakterie ślimaka, wyjmijmy go i wyrzućmy". Więc zabrałyśmy się do pracy, oczywiście nie pomyślałam o tym że zapach ten rozejdzie się po całej klasie, i że dziewczyny z chusteczkami kurczowo przyciśniętymi do twarzy wyglądają komicznie. Ale co tam, ołówek i nożyczki poszły w ruch! Zaczęłam przeklinać słynnego Kamila, kiedy odciągnęłyśmy pierwszy skrawek papieru w który był zawinięty skorupiak. Lecz prawdziwie go znienawidziłam kiedy zobaczyłam jak glutowata substancja wypływa z kolistej skorupy.  Czarny miąsz przypominał mi embriona kosmity i śmierdział jak czosnek do milionowej potęgi. Myślałam że zwymiotuje własnym żołądkiem, ale jestem twardsza niż myślałam. Aven szybko pozbyła się tego paskudztwa. Ja najchętniej wsadziłabym go do plecaka mojej "znajomej", ale nie dano mi takiej możliwości. I chociaż ciało małego kosmity zniknęło, smród pozostał.
Jednak prawdziwych torsji dostaje kiedy myślę o tym że sławny kolega Aven podobno kisi te ślimaki przez 2 tygodnie żeby wypłynęły bez pomocy ołówka, ten był tylko przez tydzień.
...
                                                                                                                                            Avecra Vasseris

Coś pozytywnego.


Pewnie trudno w to uwierzyć. Ale naprawdę jestem optymistką. Jak czasami czytam moje testy zastanawiam się czy osobę którą widzą ludzie na co dzień rzeczywiście jest mną. Ale zawsze dochodzę do tego samego wniosku. Potrafię pisać wesoło, radośnie, - tylko po co, skoro głupio się śmiać potrafi każdy. A ja przecież chce żeby ludzie myśleli nad tym co czytają. A zazwyczaj myśli się wtedy kiedy jest się smutnym. Także nie chce żebyście brali mnie za odludka, pustelnika zamkniętego w swoim świecie niewychodzącego z pokoju. Ważne jest żeby być odważnym, dobrym, otwartym dla osób które na to zasługują, i dla osób które nie też. Samo myślenie nie wpędza nas w kłopoty, to depresyjne myślenie sprowadza na nas melancholie. A przecież życie jest piękne. Tak łatwo się o tym przekonać. Wystarczy się rozejrzeć. Niektórzy z nas szukają pasji, inni przyjaciela, inni miłości, inni powołania, inni nauczyciela, inni mistrza, inni szczęścia... i tak w nieskończoność. Tylko że ta rzecz poszukiwana - chce też dotrzeć do nas. W końcu będziemy musieli się spotkać. Tylko ważne jest żeby tego spotkania nie przegapić, lecz wierzcie mi - zazwyczaj przeznaczenie sygnalizuje coś takiego ogromnym wybuchem. Nie da się go przegapić. O ile wierzy się w coś takiego - losy zapisane w gwiazdach. - w co czasami chciałabym uwierzyć, bo zawsze wszystko kończy się pozytywnie - o tyle ma się lepiej że zawsze można znaleźć wymówkę. Na nieróbstwo, zawiść, zły humor. Często myślimy o naszych porażkach, a kiedy będziemy myśleć o sukcesach? Zróbcie coś dla mnie i co dziennie pomyślcie o 3 pożytecznych, dobrych dla siebie i innych czynnościach które zrobiliście, i o 3 rzeczach które są niemożliwe - dosłownie, a także o 3 - śmiesznych sytuacjach z całego dnia. :) Powodzenia.
                                                                                                                   Avecra Vasseris

Spróbuj Grać.


Spróbuj grać
Mi na nerwach
Jak wiatr gra na liściach, jak muzyk na:
trąbce, gitarze, pianinie
Tylko że na nerwach
I niczym opuszkami palców
Swymi życzeniami na gitarze
Struny potrącać, w głowie mojej –
Pełnej myśli, sekretów, uczuć.
Spróbuj jeszcze raz. 

                                                      Avecra Vasseris 

Krzysztof Kami Baczyński - film.


Sześćdziesięcio siedmio minutowy film dokumentalny o Krzysztofie Kamilu Baczyńskim zdecydowanie należy do filmów które obejrzę jeszcze raz.  W moim mniemaniu Kordian Piwowarski zasłużył na medal. Zaskoczył mnie sposób przedstawienia życia tego smutnego poety. Mianowicie „wplecenie” w film wierszy wygłaszanych podczas slamu poetyckiego.
            Wydaje mi się że życie Baczyńskiego doskonale interpretuje jego własny utwór:
„Smutny, jaki smutny człowiek uśpiony w zdarzeniach,
w zdarzeniach prawdziwych.
Jakbyś kreślił kółko na piasku, a w dębów cienie
jak w rzeczywiste zamki kolorowe powprawiał szyby.
Tak sobie nieroztropnie - niby przypominasz
dziecięce twierdze z piasku.
Uwierzyć łatwo: żyjesz tam,
a teraz śnisz tylko
oślepiający sen piorunów, krzywdy i blasku.”
Film przedstawia człowieka wiecznie zamyślonego, z głową w chmurach. Baczyński był człowiekiem uduchowionym, wrażliwym na krzywdę ludzką i piękno które nas otacza, był człowiekiem który zdawał się zrozumieć sens naszego istnienia. Ten jeden dokument pięknie oddał naturę ponurego poety, chociaż aktorzy w tym filmie nie odezwali się ani razu. Może właśnie fakt że milczeli sprawiał że są one bliższe memu sercu, lub że wydają się one bardziej tajemnicze. Tragiczna śmierć bohatera na wojnie -chociaż wcale nie był żołnierzem i nie nadawał się na niego-  pokazuje że człowiek często musi robić rzeczy których nie chce, których nie rozumie lub do których się nie nadaje po to żeby zrobić to co słuszne. Wciągu tej godziny usłyszałam wiele opinii na temat Krzysztofa, usłyszałam jego wiersze – nie po raz pierwszy zresztą – i co najważniejsze – zrozumiałam jak wiele poświęcił dla swej godności. Poświęcił swą przyszłość, cudowną prawdopodobnie. To chyba najwięcej ile człowiek może dać. Bombardowanie dróg, fragmenty przedstawiające Polskę podczas II wojny światowej, upadek Warszawy, śmierć Baczyńskiego, śmierć Barbary – wszystkie te sceny zostały pokazane w odpowiedni sposób,  skupiały słuchacza na odpowiednich aspektach życia „Emila”. Wzruszająca była przeogromna miłość Krzysia do Basi, zadziwiająca była reakcja matki na ich uczucie. Fakt że umieszczone w filmie były zeznania osób które były świadkami tych wydarzeń również przybliżyło mnie do Jana  Krzyskiego – jak go też nazywano. Moją ulubioną sceną jest moment w którym Krzysztof Baczyński siada przy umierającym zaborcy i patrzy się na niego swymi zamyślonymi oczętami podczas gdy reszta jego drużyny ucieka z pola bitwy. Ten gest świadczył o współczuciu członka  batalionu "Parasol" Armii Krajowej.
            Cieszę się że razem z całą szkołą byliśmy w kinie na akurat tym seansie, który na długo zapadnie mi w pamięci. Jestem pewna że film pomógł mi zrozumieć problemy tamtych czasów i ludzi w nich żyjących, oprócz tego było to wysokiej rangi widowisko.
                                                                                                                                                                        Avecra Vasseris

Nocne Myśli


Co robicie kiedy macie świra? No właśnie.  To czego nie robicie przy innych. A co jeśli w stanie lekkiego upojenia jesteś ciągle? Jak długo byłbyś wstanie siebie kontrolować? Te myśli chodzą mi po głowie od dłuższego czasu. Ale odpowiedzi zostawię dla siebie. Jest 1.34 kiedy piszę ten test, a nadal nie śpię. Boże…. Jak ja nienawidzę bezsenności. Przez ostatnią godzinę tłukłam się po łóżku i próbowałam zasnąć. Liczenie baranków, marzenie, rozmyślanie… ale jedyne do czego doszłam to do wniosku że mam cholernie niewygodną poduszkę. I że lepiej spać na podłodze. Chyba zaraz to zrobię. Wiem że większość z was też tak ma, tyle że jak u mnie już tak jest – to trwa to do 6 nad ranem. Cudownie.  Siedząc więc te kilka godzin pod grubą, pierzastą kołdrą miałam czas na stworzenie pewnej tezy.  Czegoś się boję. Czego? Utraty – wiele osób straciłam. Bólu – jest iluzją, nie boję się go. Samotności – bingo.  Kiedyś myślałam że samotność może być przyjemna. Co za głupota. Nie ma czegoś lepszego niż „kajdanki przyjaźni”. Powinno się cenić swoich przyjaciół. Tak łatwo zaniedbać to małe uczucie. Oczywiście, mogę się bać też szkoły... Poniżenia, Śmierci, Robali, Duchów, Szczurów, Psów, Ciasnych pomieszczeń i Wysokości. Ale boję się właśnie Samotności. I szkoły. Jest przerażająca.
                                                                                                                                    Avecra Vasseris

Kontynuacja Maskarady


Uderzenie powaliło ją z nóg. To tylko sen. Nie czuje bólu. Nie mogę czuć snu.  Nie mogę. Ciemny korytarz otworzył się przed nią jak wieko trumny otwiera się zmarłemu. Długie pomieszczenie nie było tylko ciemne, w normalnym tego słowa znaczeniu. Ono było czarne jak niedopalone drewno w palenisku z zeszłorocznego palenia. Cegły – które w jej wyobraźni powinny być  purpurowe jak krew młodych jagniątek, była  najciemniejszej barwy. Moja wyobraźnia przerasta nawet tą którą szczycą się światowej sławy malarze. Mogę być z siebie dumna. Berenika wiedziała że w brutalnej rzeczywistości niesamowite wizje wielkich artystów były wywołane w większości „wspomagaczami”. A ich ogromna moc „umysłu”, bierze się właśnie tych używek. Ale po co informować o tym resztę świata?  Lepiej żeby mieli swego bożyszcza, i cieszyli się że Bóg podarował Ziemi kogoś tak utalentowanego.  Z nudów zaczęła liczyć listwy między cegłami. Idąc tym czarnym szlakiem wiedziała że sama kreuje drogę i znając siebie… najprawdopodobniej zatacza teraz kółko. Ale wcale ją to nie obchodziło. W końcu dokładnie to samo robi w życiu. „Z prochu powstałeś i w proch się obrócisz”. Co za ironia, że zarówno ludzie którzy robią wszystko żeby udowodnić swoją wartość, i ci którzy są przykładem wiarołomnej niemoralności  po śmierci jak na złamanie karu spieszą się żeby zamienić się w kupę wiórów. Czy to nie jest sens życia? Zdać sobie sprawę że nasze życie nas nie wyróżnia, że liczy się to co jest pomiędzy – a nie na końcu – bo on zawsze jest taki sam? Jeśli tak, ten korytarz powinien być kolorowy jak ogrody młodej pary w Maju. Piękny zwyczaj – im piękniejszy ogród, tym bujniejsze życie po ślubie. Zawsze można w ten sposób zorientować się w sytuacji materialnej, duchowej innych rodów z sąsiedztwa. Więc czemu nie jest? Metafora mojego życia. Co za pesymistyczne obłąkanie. Jeżeli to ma być projekcją  i symbolem mojej koszmarnej egzystencji, to jest co najmniej marną imitacją. Po tej podłodze powinna spływać krew niewinnych dziewic, a żyrandole musiałyby spadać zaraz potem jak pod nimi przeszłam. Żałosny trans.  Zaczyna to być denerwujące.  Chociaż ta samotność leczy moje rany. Jakie rany? Masz namyśli te zadrapania? Śmieszna jesteś. Doprawdy, użalasz się nad sobą jak stara matrona po utracie swego jedynego synalka. A jesteś jedynie dzieckiem.  O! Cudownie… czajniczek?! Czyżby zachciało mi się herbaty..?  Po środku tego dziwnego wnętrza stał mały imbryk, nie byłoby nic w tym dziwnego gdyby nie jego różowawe ubarwienie i nie fotel barwy zgniłych moreli stojący obok. Były nawet dwie kromki chleba na tycim, porcelanowym talerzyku. Co prawda porastała je gruba warstwa pleśni, ale przecież nie miała zamiaru jeść wyimaginowanego jedzenia.  Miała zamiar usiąść na niskim fotelu, jedna wcześniej wolała sprawdzić czy jej nie zje. Nie wiadomo co ją czeka w wnętrzu jej głowy, prawda? Srebrnym nożykiem odcięła warstwę grzyba porastającą żytni chleb i położyła kromkę na oparciu. Kiedy kawałek pieczywa nie zniknął w niewyjaśnionych okolicznościach, stwierdziła że najwyraźniej można usiąść. Trzeba mieć nadzieje że fotel nie je tylko mięsa. Usadowiła się wygodnie, a imbryk z świeżą herbatą podleciał do niej jak na zawołanie i nalała płynu do kirowej filiżanki.  Smolista herbata parzyła ją w usta i pachniała przyprawami korzennymi i ziemią. Szybko w powietrzu uniósł się ten aromat. Trzeba przeanalizować swoje wspomnienia z dnia wczorajszego.  Nie była zdziwiona że pamięta wszystko jak prze mgłę, jednak spodziewała się że chęć odgadnięcia części swojego życiorysu będzie odrobinę łatwiejsza, jak zapalenie świeczki w ciemnym pomieszczeniu. Jednakże przypominało to bardziej wbijanie tępego ostrza w własne udo. Bolesne i mozolne. Po długich jałowych próbach odgadnięcia co właściwie robi w własnej podświadomości dała za wygraną i usadowiła się wygodnie w fotelu rozglądając się dokładniej po wnętrzu. Prawdę mówiąc, nie było tak obskurnie jak wydawało się jej za pierwszym razem, teraz wydawało się że jest nawet przytulnie. Ciekawe jak jeszcze siebie zaskoczę. .. I wtedy poczuła to samo co w poprzednim razem. Przypomniała sobie.  Smołę i  ciężar. Ale nie bez powodu. Krew zaczęła wrzeć w jej żyłach.  Serce uderzało jak kołatka u mosiężnych dębowych drzwi. Ciało paliło. Czuła jak z imbryka wylewa się atramentowa substancja na jej gołe nogi. Trucizna. Wodospad. Sen. Sens.  Płomienie zdawały się wciągać ją pod ziemie. Ale tym razem, było to szybsze.  Prędzej nadeszła śmierć.
                                                                            Avecra Vasseris 

Sen Bereniki

Oczy same się jej zamykały, dziwna Lepka substancja lepiła jej oczy tak że za każdym razem kiedy je otwierała od razu chciała je zamknąć i na nowo pogrążyć się w słodkim śnie.  Jednak jej sny nie były tak błogie, mlekiem i miodem płynące jak to sobie wyobrażała.  Co ruszt łapała się na tym że rozmyślała o kimś o czarnych włosach jak atrament i zielonych oczach jak liście dębu wiosenną porą. Te oczy przewiercały ją na wskroś, tak jakby chciały wydusić z niej prawdę. Tylko że jakoś nie mogła sobie przypomnieć do kogo te oczy należą.  W końcu pozwoliła sobie pogrążyć się w niebiańskich, pieszczotliwych marzeniach, które niczym kołderka utulały ją.  Jej włosy w tych wizjach zawsze powiewały na wietrze, a oczy kierowały się na malowniczy krajobraz. Piana morska przyjemnie łaskotała jej opuszki palców, a wiatr bawił jej ciałem. Niebyła do końca pewna czy jeszcze śni, czy może po prostu umarła i jest już w niebie. W jej śnie nie było strachu, bólu, niepokoju. Był spokój i równowaga. Woda morska zmieniała swój kolor, raz na ciemną zieloną, innym na jasno niebieską, niekiedy była prawie przezroczysta, a czasami wydawała się być czerwona jak krew. Kraśne kwiaty rosły wzdłuż nadbrzeża , a  na nich siadały barwne motyle, bąki, pszczoły.  Ogromne wydmy tworzyły góry, z których rozpościerał się majestatyczny widok na tą dolinę.  Buki, cisy i dęby wykrzywiały się jakby dziwiąc swoim usytuowaniem. Jaskrawe ptaki siadały na gałęziach i szybko odlatywały w poszukiwaniu ziaren i owoców. Niekiedy w zaroślach pojawiała się wiewiórka, a innym razem lis. Powoli nadmorski  błękit ustąpił leśnej zieleni.  W runie leśnym poszukiwała grzybów z nadzieją na suty posiłek, chociaż nie czuła wcale głodu. Podchodziła pod skalne zbocza i leżąc na nich podziwiała piękno przyrody i dziwiła mocą natury.  Ogromna przepaść przerażała ją nieco, lecz był to dobry strach. Nogi dreptały lekko po skałach,  piaszczystych plażach, górskich zboczach i borowych trawach. Po łąkowych kwiatach i wodach mórz. Co jakiś czas coś wpadało jej włosy jednak bardzo szybko znikało, i nie mogła sobie przypomnieć co to było. Może myśli? Czerwony księżyc świecił jasno na niebie, oświetlając  mały skrawek przestrzeni. Za księżycem chował się mały ułamek tej przedziwnej planety – Nowen.  Na szarych skałach przysiadały ptaszyska z długimi kolorowymi ogonami i ostrymi złotymi dziobami. Zdawało się że obserwują każdy jej ruch.  Czarne ślepia Bekasów pojawiały się od czasu do czasu w gęstwinie co sprawiało że Berenika czuła się coraz bardziej nie komfortowo.  Słońce zaczęło zachodzić, a woda z czerwonej stawała się czarna pod wpływem takiego samego słońca.  Z lasu rychło zaczęły wybiegać zwierzęta i w dzikim szale wpadały do wody  chcąc uciec z wyspy. Po ta długim spacerze zaczęła zauważać że znowu znajduje się  na początku trasy. Dzień zamienił się w noc, fioletowe niebo ustąpiło czerwono czarnemu.   Czarne ślepia błyszczały wśród krzaków, i odstraszały. Z piasków wypełzały kraby i wędrowały do wody tratując się nawzajem. Małe szczypce uderzały o większe muszelki wydając przy tym charakterystyczny stukot.  Kiedy dzikie zwierzęta wpadły do wody z pluskiem i odkryły że nie wydostaną się z wyspy, wpadły w gniew. Gniewe przerodził się w furie, a furia w krwawą rzeźć. Woda i piasek zaczerwieniły się od posoki wylewającej się z krtani: ptaszysk, psów, wilków, słoni i innych zwierząt których Berenika nie była w stanie poznać.  Jej nogi automatycznie oddalały się od miejsca bitwy. W obawie że zostanie również zaatakowana oddalała się od coraz dalej, jednak z nieznanych jej powodów nie zbliżała się na krok do lasu, który teraz ją odstręczał. Robiło się coraz ciemniej, i ciemniej, i ciemniej. A wraz z ciemnością przychodził jakiś dziwny strach, którego do tej pory nie znała…. A przynajmniej zapomniała o nim. Serce zaczęło jej szybko kołatać, pot spływał z czoła. Machinalnie otwierała i zaciskała piąstki mając nadzieje że to jakoś wystraszy przeciwnika. Las zdawał się do niej przybliżać chociaż ona wcale do niego nie podchodziła. Szum wody stawał się coraz głośniejszy, a ryby w morzu niespokojne.  Zdawało się że czekają tylko aż wpadnie z wysokiego klifu do wody, żeby mogły ją pożreć. Wiatr zaczął uderzać w drzewa. Zginął je według własnego uznania, bawił się nimi jak kot kłębkiem włóczki.   Nagle deszcz zaczął uderzać w ziemie, jej ciało szybko oblepiło się strumieniami. Ale jakimi? Lepka żółta substancja splywała po niej i wciągała ją do oceanu. Oblepiała jej twarz, ręce, tułów. Śmierdzący zgniłymi jajami płyn zmiatał ją z powierzchni ziemi i jednocześnie i przyciskał do niej mocno tak że nie mogła oddychać.  Brakowało jej powietrza, jej ciało było dosłownie miażdżone przez masę.  Jej gardło puchło, swędziało. Tak jakby ktoś je wypełnił ogniem.  Uderzała o kamienie, czuła jak kości obijają się o ziemie. Lepka jak żywica  maść oblepiała jej włosy. Wpadała do ust. Próbowała ja wypluwać. Wzięła haust powietrza, lecz szybko znowu uderzyła o dno. Przepaść zbliżała się nie ubłaganie. A w dole szpiczaste, ostre jak brzytwa kamienie. Nieprzyjemny zapach wypełniał jej nozdrza. Przestała się szarpać. Nie było już po co, nie miała siły.  Zapadała się coraz bardziej pod maźnice. Ustępowały zimne poty. Jej serce zwalniało, choć biło nadal ta głośno. Czuła jak zgniły niby deszcz wpada jej do nosa, uszu, ust. Nie próbowała się go pozbyć.  Z lasu patrzały na nią niewzruszone całym incydentem bezlitosne, zimne oczy. Teraz były zielone.  I w końcu spadła w przepaś. Nie czuła roztrzaskanych kości, pędu powietrza, strachu. Jedyne co poczuła to zawód. Rozczarowanie że nawet raj zamienił się w piekło.
                                                                                                           Avecra Vasseris