Translate

piątek, 7 czerwca 2013

Historia Blaina. Specjalnie dla Janka.

Usatysfakcjonowany, pełen dobrych uczuć, i swojakiej nostalgii wszedł do lasu. Niedługo nie będzie mógł cieszyć się zapachem sosen i świerków, szumem drzew i śpiewem ptaków. Przywiązał się do stałych przechadzek po tym dużym lesie, kiedy jeszcze był drwalem. To też był powód wybrania topora za swoją broń. Lata doświadczenia w lesie, i przywiązanie do tego sprzętu miały ogromny wpływ na jego decyzje. W całym życiu. Wziął głęboki wdech i usiadł na pobliskim kamieniu.  Lato w tym roku było upalne, słońce zamieniło ziemie w proch. Jednak ten las był chyba strzeżony przez Bóstwo, bo jakimś niepojętym sposobem barzul suszy go nie dotknęło. Taka sama pogoda była gdy jego ojciec przyszedł z nim po raz pierwszy do tego lasku.  Pamiętał włosy i brodę ojca, zawsze ubrudzone sadzą i ziemią, i jego poczciwe, małe oczy wpatrujące się w ten malowniczy krajobraz. Ojciec chciał go nauczyć dyscypliny, rozsądku i cierpliwości, stąd zawód drwala.  Nie chodziło tylko o zwykłą naukę  życia, chciał go w ten sposób przygotować do bitew, wojny.  Jako najstarszy syn,  jego przeznaczeniem było zostać wojownikiem,  tym samym musiał być silniejszy  od swoich dwóch braci którym najprawdopodobniej oszczędzony będzie trud wojaczki. To on honorem i siłą miał zapewnić bezpieczeństwo, i rozsławić swój dûrgrimst. Zresztą, szybko to zrobił. Kiedy jeszcze parał się wycinką drzew, i natrafił na opornego, złośliwego klienta- delikatnie mówiąc -obił mu pysk. Niby nic szczególnego, a wręcz hańbiącego. Tyle, że okazało się, iż nie była to osoba nazbyt „lubiana”, a wręcz poszukiwana przez kilka klanów, a ogromna blizna na twarzy „nieco” pomogła im w odnalezieniu tego łotra.  Zaśmiał się głośno. W jego krótkim życiu dużo było sytuacji z których rodzina musiała go zbierać z ziemi i ciągnąć nieprzytomnego do domostwa.  Szybko zdobył opinie osoby która wysoko się ceni, a jej najwyższą wartością jest godność klanu. Nikt nie wątpił, iż będzie waleczny. A teraz on musi sprostać tym oczekiwaniom. Choć, tak naprawdę – jedyne, co teraz musi to odpocząć. Spojrzał na swoje obuwie. Verg, wdepnąłem w jakieś gówno. Jak zwykle, szczęśliwy i optymistyczny początek uroczego dnia.  Otarł but o trawę i położył się na ogromnym głazie. I czekał. Mógł czekać tak godzinami. Dniami. Miesiącami. Bezproblemowo zniósłby niewygodę, najgorsze upały i mrozy. Ale bez napitku i żarcia nie wytrzymałby dwóch dni. No dobra, trzech. Zwłaszcza bez napitku. Otworzył bukłak który miał przy pasie i pociągnął łyk mocnego trunku. Od razu poczuł się luźniej i do głowy przychodziły mu barwne pomysły. Próbował przypomnieć sobie wszystkie dzieła swojego ojca. Pamiętał tylko te najlepsze, te najdokładniejsze. Tymi dziełami, były oczywiście łuki.  Opiekun był prawdziwym mistrzem w ich wyrobie, przynajmniej w oczach małego knurla. Najpiękniejsza broń jaką widział wyszła spod rąk jego przodka. Nie pamiętał jak ją wtedy nazwał, ale pamiętał  utargi pomiędzy jego ojcem a starszym jegomościem, który owy łuk pragnął zakupić. Ojciec nie sprzedał .Tak był przywiązany do tego  „kawałka drewna”, jak nazwał broń klient na wychodnym. Ojciec wtedy mu powiedział, że wszystkiego i tak jest pod dostatkiem , a drugiego takiego cuda nie zrobi. Rozglądnął się po lesie. Światło prześwitywało przez wolne przestrzenie między świerkami, gdzieniegdzie rosły kępki Zawilca, Przylaszczki i Knieci błotnej. Zdziwiło go to nieco bo słyszał, że są to wiosenne kwiaty. Ale co on mógł o tym wiedzieć? Zresztą ten bór wydawał się być taki wyjęty ze świata, więc czemu miały by go dotyczyć prawda natury? Nagle nabrał ochotę na dziczyznę, lecz nie miał ochoty ganiać za zwierzyną po lesie. Przypomniał sobie te czasy kiedy wraz z braćmi jadał soczyste, świeże mięso specjalnie przygotowywane przez ich matkę. Było to jeszcze za nim wyprowadził się z rodzinnego gniazda. I zdał sobie sprawę, że mówi to z pewną przekorą. Wiedział, iż te czasu ma daleko za sobą.  Nigdy nie wrócą momenty, które nadają sens jego życiu. Jedyne co może dalej robić, to próbować dalej pisać swoją historię w jak najjaśniejszych kolorach. Teraźniejszość przyniosła mnóstwo zawodów i przykrości, rozdzieliła braci i rodzinę. Było w tym trochę jego winy, lecz mleko już rozlane. Lepsze mleko, niż piwo. Vrron. Starczy tych żałosnych rozmyślań, nie jesteś filozofem, a wojownikiem.  Szybko stanął na równe nogi, i żywo wyszedł z lasu. Nie ma do czego wracać. Teraz trzeba przeć na przód. 
                             Avecra Vasseris 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz