Usatysfakcjonowany, pełen dobrych uczuć, i swojakiej
nostalgii wszedł do lasu. Niedługo nie będzie mógł cieszyć się zapachem sosen i
świerków, szumem drzew i śpiewem ptaków. Przywiązał się do stałych przechadzek
po tym dużym lesie, kiedy jeszcze był drwalem. To też był powód wybrania topora
za swoją broń. Lata doświadczenia w lesie, i przywiązanie do tego sprzętu miały
ogromny wpływ na jego decyzje. W całym życiu. Wziął głęboki wdech i usiadł na
pobliskim kamieniu. Lato w tym roku było
upalne, słońce zamieniło ziemie w proch. Jednak ten las był chyba strzeżony
przez Bóstwo, bo jakimś niepojętym sposobem barzul suszy go nie dotknęło. Taka
sama pogoda była gdy jego ojciec przyszedł z nim po raz pierwszy do tego
lasku. Pamiętał włosy i brodę ojca,
zawsze ubrudzone sadzą i ziemią, i jego poczciwe, małe oczy wpatrujące się w
ten malowniczy krajobraz. Ojciec chciał go nauczyć dyscypliny, rozsądku i
cierpliwości, stąd zawód drwala. Nie
chodziło tylko o zwykłą naukę życia,
chciał go w ten sposób przygotować do bitew, wojny. Jako najstarszy syn, jego przeznaczeniem było zostać wojownikiem, tym samym musiał być silniejszy od swoich dwóch braci którym
najprawdopodobniej oszczędzony będzie trud wojaczki. To on honorem i siłą miał
zapewnić bezpieczeństwo, i rozsławić swój dûrgrimst. Zresztą, szybko to zrobił.
Kiedy jeszcze parał się wycinką drzew, i natrafił na opornego, złośliwego
klienta- delikatnie mówiąc -obił mu pysk. Niby nic szczególnego, a wręcz
hańbiącego. Tyle, że okazało się, iż nie była to osoba nazbyt „lubiana”, a
wręcz poszukiwana przez kilka klanów, a ogromna blizna na twarzy „nieco”
pomogła im w odnalezieniu tego łotra.
Zaśmiał się głośno. W jego krótkim życiu dużo było sytuacji z których
rodzina musiała go zbierać z ziemi i ciągnąć nieprzytomnego do domostwa. Szybko zdobył opinie osoby która wysoko się
ceni, a jej najwyższą wartością jest godność klanu. Nikt nie wątpił, iż będzie
waleczny. A teraz on musi sprostać tym oczekiwaniom. Choć, tak naprawdę –
jedyne, co teraz musi to odpocząć. Spojrzał na swoje obuwie. Verg, wdepnąłem w
jakieś gówno. Jak zwykle, szczęśliwy i optymistyczny początek uroczego
dnia. Otarł but o trawę i położył się na
ogromnym głazie. I czekał. Mógł czekać tak godzinami. Dniami. Miesiącami. Bezproblemowo
zniósłby niewygodę, najgorsze upały i mrozy. Ale bez napitku i żarcia nie
wytrzymałby dwóch dni. No dobra, trzech. Zwłaszcza bez napitku. Otworzył bukłak
który miał przy pasie i pociągnął łyk mocnego trunku. Od razu poczuł się
luźniej i do głowy przychodziły mu barwne pomysły. Próbował przypomnieć sobie
wszystkie dzieła swojego ojca. Pamiętał tylko te najlepsze, te
najdokładniejsze. Tymi dziełami, były oczywiście łuki. Opiekun był prawdziwym mistrzem w ich
wyrobie, przynajmniej w oczach małego knurla. Najpiękniejsza broń jaką widział
wyszła spod rąk jego przodka. Nie pamiętał jak ją wtedy nazwał, ale pamiętał utargi pomiędzy jego ojcem a starszym
jegomościem, który owy łuk pragnął zakupić. Ojciec nie sprzedał .Tak był
przywiązany do tego „kawałka drewna”,
jak nazwał broń klient na wychodnym. Ojciec wtedy mu powiedział, że wszystkiego
i tak jest pod dostatkiem , a drugiego takiego cuda nie zrobi. Rozglądnął się
po lesie. Światło prześwitywało przez wolne przestrzenie między świerkami, gdzieniegdzie
rosły kępki Zawilca, Przylaszczki i Knieci błotnej. Zdziwiło go to nieco bo
słyszał, że są to wiosenne kwiaty. Ale co on mógł o tym wiedzieć? Zresztą ten
bór wydawał się być taki wyjęty ze świata, więc czemu miały by go dotyczyć
prawda natury? Nagle nabrał ochotę na dziczyznę, lecz nie miał ochoty ganiać za
zwierzyną po lesie. Przypomniał sobie te czasy kiedy wraz z braćmi jadał
soczyste, świeże mięso specjalnie przygotowywane przez ich matkę. Było to
jeszcze za nim wyprowadził się z rodzinnego gniazda. I zdał sobie sprawę, że
mówi to z pewną przekorą. Wiedział, iż te czasu ma daleko za sobą. Nigdy nie wrócą momenty, które nadają sens
jego życiu. Jedyne co może dalej robić, to próbować dalej pisać swoją historię
w jak najjaśniejszych kolorach. Teraźniejszość przyniosła mnóstwo zawodów i
przykrości, rozdzieliła braci i rodzinę. Było w tym trochę jego winy, lecz
mleko już rozlane. Lepsze mleko, niż piwo. Vrron. Starczy tych żałosnych
rozmyślań, nie jesteś filozofem, a wojownikiem.
Szybko stanął na równe nogi, i żywo wyszedł z lasu. Nie ma do czego
wracać. Teraz trzeba przeć na przód.
Avecra Vasseris
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz