Translate

niedziela, 18 sierpnia 2013

Zjazd Zakochanych Poetów

Co to właściwie miało być? Czemu ta kobieta mi to wszystko powiedziała? O co chodzi?! - Wydawało się jej to niezmiernie dziwne kiedy wychodziła z autobusu w rzęsisty deszcz. Sukienka przemokła jej doszczętnie, ale niewiele ją to obchodziło. Wysiadła na ulicy wojska polskiego, kiedy gadała z staruszką objechała prawie całe miasto. Podbiegła w głąb miasta, omijając bramę miejską, centrum handlowe, mur z 18 wieku, fontannę, aż w końcu dotarła do swojego domu. Kiedy szukała kluczy żeby otworzyć swoje jednopokojowe mieszanie, znalazła małą karteczkę. 

"Jeszcze się kiedyś spotkamy. ul. Witosa. 10."  Kartka pachniała przyprawami korzennymi.
******* 
Wstała następnego ranka tak samo roztrzęsiona jak się położyła, jak zwykle zaspała do pracy. I popędziła na łeb, na szyje do małej galerii w Nowej Bramie, była sprzedawczynią w tym małym, pełnym cudów rzeczy. Kiedy wybierała się tam wcześnie rano, zawsze słońce prześwietlało barwne szkła zwisające tu i tam z haków na lnianych sznurkach. Po sześciu godzinach siedzenia wśród rękodzieł, farb, obrazów, kolczyków mogłaby wyjść ze sklepu i z czystym sumieniem udać się rower. Mogłaby. Akurat w momencie kiedy chciała zamykać sklep, do oszklonej Bramy wszedł mały chłopiec. Brązowe loki, bystre niebieskie oczęta, łobuzerski uśmiech. Typowy ośmiolatek, prawdopodobnie jeden z wielu który wyrwał się mamie na zakupach i zawędrował aż na drugą stronę ulicy. 
- Dzień dobry psze Pani. - Powiedział malec i zaczął się badawczo rozglądać po małej, aczkolwiek przestronnej galerii. Im bliżej mu się przyglądała tym bardziej przypominał  jej kogoś. Kogoś. Wzrok małego zrobił się poważny, a brwi ściągnęły się w ogromnej zadumie. Chłopczyk chodził po pomieszczeniu przyglądając się wszystkiemu okiem surowego krytyka sztuki. Podnosił nogi wysoko niczym wojskowy i przesadnie okazywał swe zdumienie lub zachwyt nad obrazami. Przykładał palce do brody i udawał że głaszczę się po niewidzialnych wąsach, podskakiwał kiedy zauważył coś co zwróciło jego uwagę, klaskał lub wydawał z siebie głośne okrzyki radości gdy odkrył jakąś nową moźliwość małej drewnianej szkatułki. Miała ochotę się śmiać patrząc na jego wyczyny, lecz starała zachować się stoicki spokój.
- Dzień dobry, zgubiłeś mamę? - spytała, - taką miała nadzieje - delikatnie i sympatycznie.
Chłopiec jednak nie odpowiedział, i dalej przyglądał się sztuce, tym razem jednak w całkowitym bezruchu i z zaciśniętymi ustami. 
- Hej, co się stało? Gdzie twoja mamusia? Zgubiłeś się? - spytała zza lady. " A to niewychowane urwipołć, nie mam siły do dzieci... Zaraz chcem wyjść... czemu ten mały sobie nie pójdzie?'
Malec wziął do ręki małego aniołka, niebieskokiego, z brązowymi lokami, całego z barwnego szkła i zacząl obracać między palcami. Zaintrygowana i zdenerwowana podeszła i chwyciła małego za ramię i odwróciła go w ten sposób żeby na nią spojrzał. 
- Mały, gdzie twoja mama? Tata? co się stało? Czego szukasz, mamusia cię tu wysłała żebyś coś kupił? - Napotkala chłodne spojrzenie jego niebieskich oczu. Po ciszy która zdawała się trwać wieczność usłyszała. 
- Ja nie mam mamy. I pani też.
I mały rabuś uciekł ze sklepu z aniołkiem ze szkła w ręce. 
                                                                                               Avecra Vassseris

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz