Wsiadała do autobusu. W końcu nie mogła siedzieć na tym murku wiecznie, czas mija nieubłaganie. O tej godzinie w takiej małej mieścinie jeździ raczej mało autobusów, a ona nie miała pojęcia dokąd jedzie ten. Wcale się tym nie martwiła. Dalej niż za Sławno, lub Ustkę ją nie wywiezie. Usłyszała zgrzyt zamykających się drzwi i usiadła na niewygodnym, plastikowym siedzeniu. Autobus był pusty. Lecz niedługo posiedziała sama, do autobusu biegła staruszka, miała dużo szczęścia bo kierowca ją zauważył i zdążył jej otworzyć drzwi. Zdyszana, zmęczona srogo po sześćdziesiątce kobieta wsiadła do pustego jak ulice Warszawy po godzinie policyjnej autobusu. Opatulona lekkim szalem w kwiaty, ubrana w piękny staromodny, babciny płaszcz usiadła na miejscu naprzeciwko dziewczyny. I tak zaczęła się ich znajomość.
- Będzie padać, moja droga. Tak dawno nie padało... Och... moja mama nie będzie zadowolona, taka pogoda w jej urodziny, co za nieszczęście. Zawsze jest, jednak szansa, że się przejaśnij. - mrugnęła do niej okiem. I powoli zdejmowała kwiecisty szal.
- Tak, to prawda pogoda ostatnio nie dopisuje. Lecz, czy będzie padać to nie wiem... - Zdziwiona, starała się zachować spokój, aczkolwiek fatalnie jej to wychodziło.
- Nie wątp, moja droga, będzie padać - jestem o tym przekonana. Choć może nie w urodziny mojej mamy. Spójrz za okno, na horyzont. Widzisz te ciemniejsze kontury? To są burzowe chmury, szczęście że łaskawy kierwoca się zatrzymał bo inaczej musiałabym iść w deszczu. - Spojrzała, za okno. Rzeczywiście, jak lepiej się przyjrzała zauważyła ciemniejsze kształty za drzewami.
- Ile lat kończy pani matka? - To pytanie wydało jej się całkiem naturalne, a tym bardziej że sama starsza pani przed nią nie wyglądała młodo. Ku jej zdziwieniu, pani w płaszczu uśmiechnęła się i opanowana odpowiedziała.
- Cieszę się, że pytasz. Moja mama, kończy wkrótce setny rok życia. Traciła powoli wolę do życia, przestała jeść, nie uśmiechała się, lecz jak na jej wiek jest dość rozumna, i kiedy usłyszała że za ledwie trzy tygodnie ma urodziny, od razu wróciła jej radość i apetyt. Niewiele osób ma to szczęście przeżyć tak długi okres czasu, naprawdę. Obym i ja, była tak żwawa i pełna wigoru na starość jak ona. - Zaśmiała się - Przecież ja już najmłodsza nie jestem, powinnam się cieszyć, niewiele osób dożywa tak sędziwego wieku jak ja. Jestem tylko o trzydzieści pięć lat młodsza od mojej mamy. Wiem, kiedy jesteś młoda wydaje ci się, że to ogromna różnica. Lecz im bliżej ci do grobu tym mniejszą widzisz różnice pomiędzy dziesięć a trzydzieści. Ach... właśnie do niej jadę, o tak późnej godzinie. Chce mieć pewność, że wszystko u niej w najlepszym porządku.
- Więc pani matka, urodziła się w 1913 roku?
- Tak, najdroższa, była jeszcze światkiem wojny, tak samo zresztą jak mój mąż. Urodził się 2 września 1942 roku. Niesamowity zbieg okoliczności nieprawdaż? - Uśmiechnęła się zawiadocko i kontynuowała - Do mojej matuli w dzień jej urodzin ma przyjechać prezydent, i sam osobiście jej pogratulować. Zastanawiamy się obie czego dokładnie. Wszyscy sąsiedzi są podekscytowani, no bo nie codziennie ma się okazje być gościem na setnych urodzinach, prawda?
- Pani matka, musi być bardzo doświadczoną osobą, szkoda że my młodzi nie mamy tego doświadczenia. A jak już je mamy, to nie jest nam do niczego potrzebne.
- Och... tak, moje dzieci często pytają swoją babcię o radę, prawdę mowiąc, nawet moje wnuki często pytają moją mamę o radę. I dochodzą ciekawe opowieści z czasów dzieciństwa mamy, moje wnuki uwielbiają jej słuchać. To właśnie mój przystanek, za moment. Szkoda, że nie każdemu dane jest tak długo żyć, jak mojej mamie. Dlatego właśnie trzeba szanować życie, cieszyć się nim, i dbać o zdrowie. Ech... Bardzo przepraszam, że musiała pani wysłuchiwać tego wszystkiego. Mam nadzieje, że dojedzie pani bezpieczna. Gdziekolwiek młódka nie jedzie. - pomachała ręką na pożegnanie, uśmiechnęła się ostatni raz, zawiązała szal i wyszła z autobusu. I tyle ja widziała. A kiedy pełna życia pani zniknęła w ciemności, zaczął padać deszcz.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz