- Hej,ejejej!Niepodoba mi się to, panienko, bardzo mi się to niepodoba. A jakże, bynajmniej mi się nie podoba, bynajmniej! Niech ruszy pani swą dupencje, i to już! Już, już już. Ja ze swoimi dziećmi czekam na żarcie. Szybciej! - wrzeszczał klient z stolika ósmego. Jeszcze moment i go walnę, przysięgam. Pobiegłam po tace na której stał bogracz, placek po węgiersku, frytki z schabowym i surówki. Kiedy wróciłam, usiadłam przy barze. Henryk popatrzał na mnie zza swoich okularów i wrócił do kasowania pieniędzy. Zbliżał się wieczór, a wtedy w małej knajpie "Adamaszek" zbiera się zgraja pijanych już gości.
- Hej, i co zaraz kończy się twoja zmiana? - Wytarł szlankę dokładnie bawełnianą szmatą i spojrzał na nią dokładnie- Niemrawo wyglądasz. - Stwierdził wysoki chudzielec i zdjął okular i przetarł je brudną szmatą, i ponownie włożył na nos. - Tak jestem, pewien. Coś jest nie tak.... nowa fryzura? - Zmrużył oczy. - Spędziłaś całą noc przy ognisku? A może wsadziłaś do niego głowę?
-Dzięki.... miły jesteś. -Przyzwyczaiłam się już do uszczypliwych uwag Chudego, i uśmiechnęłam się pod nosem. - A ty widzisz coś przez te okulary? Choć na ciebie to i tak sukces, po raz pierwszy są czystsze niż twoje włosy. Jakoś spać nie mogłam cały dzień... znaczy, całą noc.
- Polecam medytacje, moja dziewczyna też miały te problemy. Bardzo pomogło, na moje bóle głowy też... - Dziewczyna chudego słynęła w całej okolicy ze swoich wrzasków... żaden kolega Henryka nie rozumiał jak on wytrzymywał z tą jędzą. Ach, miłość. - W końcu trochę się uspokoiła...
- Próbowałam już, nie pomogło. - Ziewnęłam.
- Zabierz tą paszczę sprzed kwiatów i mojej gęby. Jedzie ci tak że wysypisko śmieci w New Jersey to przy tym pikuś. A może terapia? Psycholog? Polecałem ci to już kiedyś...Myślałem też o psychiatrze dla ciebie, ale chyba się nie zgodzisz.
- Za - ba - wne. Naprawdę. Nie... sama się z tym uporam, dzięki za pomoc. - Machnęłam ręką.
- Zawsze do usług. - Mrugnął do niej. Lepiej wracaj do pracy, zanim szefowa przyjdzie. Stolik czwarty składa zamówienie.
********
Tego dnia postanowiła przejść się po mieście, chwyciła swoją lustrzankę i ruszyła okrężną drogą z domu do pracy. Musi mieć dwie, w innym przypadku nie byłoby ją stać na mieszkanie, a ostatnio zaczęła oszczędzać jeszcze na kurs artystyczny. Czekała na światłach, kiedy zauważyła swój rower! Ktoś jechał na jej rowerze! Była pewna, że to jej. Sama go malowała. Zabije go! Wyskoczyła na jezdnie z prędkością światła i biegła już w kierunku mężczyzny. Gdy się obejrzała w prawo, zauważyła tylko światła nadjeżdżającego motoru...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz